Przybory


Długo się zastanawiałam jak mam zacząć tę notkę. Najlepiej chyba by było, gdybym zaczęła od tego, jak ja zabierałam się do swojego pierwszego Bullet Journala (na niego też przyjdzie pora), czyli od sprawdzenia co ma się w domu. Podstawą są długopis, ołówek, linijka i jakiś zeszyt. Przynajmniej coś starego, może nawet ze szkolnych czasów, może nawet z poprzedniej klasy, jeśli się jeszcze uczycie, który ma jeszcze tyle miejsca, że żal go wyrzucać. I można z tym zrobić cokolwiek. To może być niezła próba, żeby sprawdzić, czy prowadzenie jakiegokolwiek zeszytu tematycznego Wam odpowiada. 


Sama mam kilka "zestawów" uporządkowanych według potrzeb i rodzaju. Podstawą jest mój kubek (a tak na prawdę to puszka po kociej karmie, dokładnie umyta i oklejona ozdobnym papierem z drukarki) z długopisami, ołówkiem automatycznym i linijką. Gumkę, ołówki drewniane i temperówkę trzymam obok, więc daleko nie mam, przynajmniej kiedy notuję przy biurku. Ale... Nie zawsze mam taką wygodę, więc mam taki "co dniowy piórniczek", w którym mam długopis czarny (do prostych ramek, podkreśleń i czasami notatek), długopis niebieski (do ogólnych notatek), linijkę, temperówkę, gumkę do ścierania, ołówek, korektor w taśmie (najlepsza opcja korektora, moim zdaniem) i zakreślacz. I w sumie nic się w nim już za bardzo nie zmieści, a ponieważ nie lubię mieć w torbie ścisku, to mam tam tylko to, co jest absolutną podstawą.


Mam cztery podstawowe kolory: niebieski, czarny, czerwony i zielony. A jeśli to jest w jednym długopisie, rewelka. Zajmuje mało miejsca i można go nosić w torebce, ale zazwyczaj i tak nie odpuszczam i mimo wszystko mam podstawowy niebieski, którego najczęściej używam do notowania. Dokumenty zazwyczaj wypełniam czarnym, bo w ten sposób wydaje mi się bardziej estetycznie. Najważniejsze, żeby taki podstawowy długopis był niezawodny. 


Posiadam kilka wielokolorowych długopisów i bardzo je sobie chwalę. Mam też kupiony kiedyś zestaw cienkopisów za 4 zł, który składa się właśnie z tych podstawowych kolorów. Zakupione chyba dwa lata temu w Kauflandzie na wakacyjnej przecenie, kiedy panuje szał na kompletowanie szkolnych wyprawek. 

Długopisy żelowe kupiłam ze względu na sentyment. Na razie użyłam ich tylko raz i działały całkiem nieźle. Podobnie, jak moje stare kolorowe długopisy wymagają cierpliwości, ale lubię efekt, jaki dają.


Kolorki są w puszcze po maku obklejonej taśmą washi i podzieloną kawałkami tektury, na co wpadłam dopiero niedawno. Bez sensu jest tam tylko jedna strefa, jak widać na załączonym obrazku. Nie wiem, ile kosztowały flamastry, bo kiedyś je dostałam na Boże Narodzenie, chyba dwa lata temu. Obok są kolorowe długopisy z Pepco, za które dałam 3 zł. Wiem, tanie i pewnie beznadziejne, ale one na serio całkiem nieźle piszą. Przynajmniej dopóki są nowe. Jeszcze obok są moje stare kolorowe długopisy, które już się trochę przestarzały, ale... nadal piszą, tylko wymagają cierpliwości. 


Kolejnymi kolorkami są zakreślacze. Te są w Pepco. Oczywiście, jakżeby inaczej. Najtańsze jakie znalazłam. Pastelowe kosztowały 3,90 zł, a neonowe 4 zł. Czy warto? Do funkcjonalności tak, ale jeśli zależy Wam na jakości, to nie będziecie zadowoleni. Można się do nich przyzwyczaić i to nie są jedyne zakreślacze, jakich używam. Z tym, że tamtych tu nie pokażę. 



Zakładki Indeksujące są już nieodłącznym elementem mojego funkcjonowania. Mam ich... sporo. Prawdopodobnie na nie wydałam najwięcej pieniędzy, ale nie żałuję, przynajmniej na razie. Obklejam nimi... wszystko. Dosłownie. Książki, zeszyty, kalendarze (wiem, trudno w to uwierzyć)... Wszystko, co ma dla mnie jakieś znaczenie emocjonalne albo merytoryczne i jest czymś książkowym, albo spiętym. Wiele razy używam ich wielokrotnie. Bo czemu nie? Dopóki się trzymają i nic na nich nie nabazgrałam, mogą być. A nawet jak nabazgrałam, to i tak mogę ich jeszcze użyć, jeśli w swoim poprzednim miejscu przestają być potrzebne.


Klej, papier i drukarka z tuszem. Uwielbiam wyszukiwać na pintereście darmowe materiały do wydrukowania. Nie bez powodu mam na komputerze setki plików z naklejkami. A ponieważ drukuję je na zwykłym papierze, nazywam je "przyklejkami"... Ostatnio przyklejki są zdjęciami promocyjnymi z serialu "Titans", bo z każdego bieżącego odcinka robię ilustrowane notatki w moim BuJo. A kilka dni temu skserowałam naklejki z Harry'ego Pottera z przybornika do notatek (koszt 8 zł w Pepco, przepiękna rzecz) i wszystko, co uznam, że się do tego nadaje. Z czystym sumieniem mogę Wam polecić ten klej (Patio Crystal Glue w zielonej tubce w sztyfcie, jeśli ktoś nie widzi zdjęcia). Kartka się od niego nie marszczy, a po wyschnięciu łatwo usunąć nadmiar z krawędzi.


Lepiące karteczki (sticky notes). Uwielbiam je! Jednym z powodów jest klej, który nie zostawia śladów, stosowany również w zakładkach indeksujących. Notuję na nich zadania i notatki migracyjne, które są mi potrzebne w kilku miejscach na zmianę, oraz... Drukuję na nich. Zapamiętacie ten link. Ten plik posłużył mi nie tylko jako moje pierwsze drukowanie na lepiących karteczkach, ale również wzór do stworzenia własnych w Canvie. Mój hack: jeśli jakiś element jest płatny, a jest mi potrzebny, szukam go (albo podobnego) w wyszukiwarce grafik w png i wgrywam ręcznie. Tak, czy owak, te karteczki to coś bardzo przydatnego na co dzień. Uparty może z takiej zrobić nawet tymczasową etykietę (albo nawet na stałe, jeśli lepiej ją przyklei. 


Washi tape nie są elementem obowiązkowym, ale na pewno są miłym dodatkiem. Kiedy odkryłam ich istnienie i zaczęłam je kupować, nawet nie używałam ich do journaligu. Były dekoracją na okładkach zeszytów i ozdobą na pudełkach i puszkach. Nie urywam ich, tylko obcinam nożyczkami, nawet jeśli są papierowe i można to bez problemu zrobić. Mam trzy małe gilotynki z zestawu za 5 zł w Pepco (no, co za niespodzianka) i w sumie tyle. Tak wydaje mi się schludniej i ładniej. 

To już chyba wszystko. Nie ma tu kredek (chociaż jeśli coś znajdę, dodam to jako edit), bo nie potrafię rysować. Próbuję rysować sobie jakieś doodle oznaczenia w najprostszych wersjach, ale to szczyt moich umiejętności plastycznych. To dopiero pierwsza ze wstępnych notek, bo teraz pozostaje mi tylko przedstawić wszystkie zeszyty, które teraz mam i zostanie mi tylko postęp w prowadzeniu.

Trzymajcie się i do zobaczenia w kolejnym wpisie!


EDIT: Znalazłam taką wielokolorową chińską kredkę. Jeszcze nie wiem, czy będę jej używała w moim BuJo, bo nie wiem jaki będzie dawała efekt. Na pewno była używana tuż przy zakupie z zestawem, ale nie pamiętam jak malowała. Na razie będę z nią coś robić na próbę, a czy będzie się nadawać do tego właściwego. 

Komentarze

  1. Hejo!
    Mówiłam, że lecę zajrzeć do notki o przyborach, no i jestem :D
    Tym długopisem z księżniczkami przypomniałaś mi dzieciństwo :3
    Mam pytanko. Do czego służą zakładki indeksujące?
    Znam ten ból. Moje zdolności plastyczne kończą się na ludzikach z kresek xD
    Gdzie kupiłaś tę kredkę?! W sensie, pewnie i tak, jeśli kupię, to jej nie użyję, ale moje uzależnione od nadawania kolorów wszystkiemu i wszystkim, potrzebuje jej w trybie natychmiastowym!
    Ogólnie chciałam powiedzieć, że podziwiam, że tyle tego masz. Moje przybory to dwa długopisy (niebieski i czarny), plus zestaw kilkudziesięciu kolorowych cienkopisów. Są zarąbiste, ale kosztowały ponad 100 zł, więc tak... Trochę boję się, co będzie jak w końcu się zużyją, bo nie przeżyję bez nich :(
    No nic, czekam na następne notki i błagam, wyjaśnij mi, do czego służą te zakładki indeksujące.
    Pozdrawiam, Domi!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz