Bullet Journal

Zacznę od tego, że pierwszy szkic tego posta powstał w grudniu, a potem nie mogłam się zebrać, żeby go dokończyć. Oczywiście nadal jest aktualna, bo niewiele się zmieniło  (poza zastosowaniem jednego z notesów, z którego nie chcę wyrywać kartek), więc czeka mnie porządna modyfikacja treści. 

Z początkiem Nowego Roku zaczęłam prowadzić nowy Bullet Journal. Poprzedni notes zapisałam akurat do końca roku, ale nadal jest tam kilka rzeczy, ważnych jeszcze w styczniu o teraz jeszcze w marcu/kwietniu, więc nie będę ich przenosić na cały rok. Po prostu użyję tego starego. 

Nowy BuJo nie składa się z jednego zeszytu, tylko z dwóch. Potem z trzech, ale to dopiero, jak skończy się miejsce w jednym z nich. 

Z niewiadomych przyczyn postanowiłam, że tym razem wszystkie okładki będą do siebie pasować. W pewnym sensie. Moim ulubionym wzorem jest Galaxy z kolekcji Kraft firmy Inter Druk. Postarałam się o komplet i to w niego będę celować. No, może z małym wyjątkiem, ale o tym w dalszej części postu. 



I. Część z kolekcjami
– To 32-kartkowy zeszyt, który ma posłużyć przez cały rok. Chociaż może nawet więcej, bo ten też mam zamiar wykorzystać do cna. Każda z części zostanie wykorzystana do cna, oczywiście w swoim czasie. Znajdą się tu tylko kolekcje, które będą ważne przez cały rok, albo przez jego znaczną większość. Sporo jest już gotowe we wstępnej wersji, ale nadal nie ogarnęłam listy filmów, która jest zapisana cyfrowo, ale w tej analogowej już nie łaska.

Kilka z nich spełnia rolę poglądową, uzupełnianą na bieżąco, albo nie. Zależy. Dlatego strona z podcastami jest już w całości gotowa, a Imiona dla postaci… kompletnie czyste. 

Wyjątkową kolekcją jest podwójne miejsce na pomysły na wpisy i fanfiki (chociaż ostatnio nie bardzo mi idzie pisanie), bo będę ją prowadziła na karteczkach samoprzylepnych (tych mniejszych, przynajmniej na razie), które będę usuwać z biegiem czasu i w miarę ich wykorzystywania. W ten sposób nie muszę dokładać kartek i rozbudować jej na następnych stronach. Z resztą, to i tak tylko taki szybki wpis bo dla bloga i fanfików mam oddzielny zeszyt i o dziwo mam zamiar w nim pisać też o fanfikach, które czytam. 

Taką poglądową listą jest strona na podcasty. Strasznie chciałam zrobić te wyklejanki z awatarami. Ale wiadomo, że do takiej kolekcji wpisuje się też podcasty do sprawdzenia i może do subskrybowania. Od tego jest ta karteczka. Na przykład koś mi ostatnio powiedział (pozdrawiamy, Domcia, bo wiem, że to czytasz) o Adze Rojek. Sprawdziłam i od czasu do czasu zaglądam. 

Wiem, że tego nie widać, ale… Książki i filmy mają swój kod kolorystyczny i nie chodzi tutaj o podzielność gatunkową, tylko o… miesiąc dodania. Chociaż powoli się robi pora roku dodania. Nie bez powodu grudzień i styczeń mają jasnoniebieski, bo część z tych list jest układana już od miesiąca. A ponieważ książki, które czytam któryś tam raz nie są wpisywane na stałe („Władcę Pierścieni” czasami dobrze sobie przypomnieć, czy od tak randomowo sięgam po którąś z części "Harry'ego Pottera"), to tak naprawdę czytam więcej niż to widać. 

Checklista z serialami (z tymi nowymi sezonami przynajmniej) jest bardzo… Schematyczna. To jest jedna z tych kolekcji, która w styczniu będzie jeszcze ważna ze starego zeszytu, a może nawet trochę dłużej. Zależy, kiedy te seriale się pokończą. Drugą, swojego rodzaju „podkolekcją” jest lista dla jednego, bieżącego sezonu serialu. Takie podkolekcje są przeznaczone dla seriali, które mają zatytułowane odcinki, bo dla nas fanów są niejednokrotnie punktem orientacyjnym dla wydarzeń, które mają miejsce. Na przykład odcinek „Red” serialu „Tajemnice Smallville” jest o pierwszym zetknięciu Clarka z czerwonym kryptonitem, w „Hank and Dawn” serialu „Titans” Jason Todd wysadza w powietrze Hanka Hala. Sorki za spoilery, jeśli jeszcze nie doszliście do tego momentu. Oczywiście takie podkolekcje dostają tylko seriale, które bardziej lubię, a pozostałe po prostu oglądam, prowadząc tylko te mniejsze, punktowe listy, takie jak widać tu pod spodem, bo „Titans” akurat oglądam od nowa co roku. 



II. Część plenerowo-notatnikowa – Czyli to, co jest w każdym Bullet Journalu z wyjątkiem kolekcji. Zeszyt, który jest pierwszym tomem (już nawet się nie łudzę, że wystarczy go na cały rok) kiedyś miał 80 kartek, ale przy numerowaniu stron odkryłam, że jedna kartka musiała zostać wyrwana ze środka, więc już zostanie taki jak jest. Nie wyrywam kartek z zeszytów, które prowadzę, bo do tego wolę sobie zakupić blok do pisania i kiedy potrzeba po prostu wyrwać jedną kartkę i trzymać ją jako tymczasową notatkę.

Pierwszą okładkę własnoręcznie z tego co znalazłam na pintereście i wydrukowałam. Białe krawędzie obkleiłam pozostałościami od Mapy Huncwotów, którą wtedy robiłam, żeby aż tak bardzo nie dawało po oczach. Ta okładka też ma swoją parę w organizerze na swojego rodzaju future log, gdzie wpięłam wydrukowane szablony odatowane pewnego wakacyjnego dnia na cały rok. Służą do planowania wydarzeń z bardzo dużym wyprzedzeniem, żeby nie robić tego w BuJo, bo nigdy tak naprawdę nie wiem ile miejsca sobie na taki future log zostawić. Dlatego go po prostu omijam.


Schemat prowadzenia miesiąca opracowałam w ciągu niecałego półrocza. Dlatego w moim poprzednim notesie widać jeszcze pozostałości ostatniego eksperymentu. Ten ostatni wypalił przez te kilka miesięcy, więc już tak zostanie. 

Miesiąc zaczynam od rozkładówki miesiąca. Nie zawsze coś do niej wpisuję, ale zawsze dobrze kiedy jest, bo przydaje się chociaż do tego, żeby na nią zerknąć. Zaczynam od dołu (serio, tak jest najlepiej), rysuję cały miesiąc, wypełniam dni, oznaczam święta, albo dni wyjątkowe (urodziny, święto kościelne, wydarzenie w rodzinie) i start jest już gotowy. Później nagłówek, opisanie zakładki indeksującej dla miesiąca i przyklejenie jej w odpowiednim miejscu, zarysowanie na niej to, co zakrywa, kolumna na notatki i miejsce na ozdóbki. No i gotowe. 


Później z tygodnia rozrysowuję dniówko-tygodniówkę (serio, nie wiem, jak to nazwać), gdzie na jeden dzień jest przeznaczone pół strony, co w zupełności wystarczy na listę zadań i dodatkową notatkę, którą nie zawsze robię. Potrzebuję planu dnia z godziny na godzinę. Spoko, drukuję darmowy szablon. A tak w zasadzie biorę go z teczki kopertowej, albo korzystam z innego, wcześniej przygotowanego dziennego planera, który prędzej czy później wyląduje w śmieciach. 

Zaczynam od tego paska u góry na oznaczenie miesiąca i numeru tygodnia, potem szkielet (wszystko co czarnym i czerwonym długopisem), pozostawienie dodatkowego miejsca na notatkę albo adnotację na przyszły tydzień (kiedyś tam tracker nawyków wkleiłam) i gotowe. Drukuję i wklejam naklejki, używam taśm ozdobnych i tak dalej. Nie rysuję, bo nie umiem… 

Za tygodniówką, wolne miejsce… Czyli miejsce na notatki i kolekcje tymczasowe, które będą potrzebne tylko przez kilka tygodni, albo przynajmniej dni. 

Tom drugi już będzie Galaxy. Startuje już w lipcu ;) Powoli przekonuję się do całorocznego "Future Loga", więc wpisałam tam kalendarzyki na cały miesiąc na pozostałe pół roku. Z resztą... zobaczycie :)

Komentarze